Justynie Wydrzyńskiej grożą trzy lata więzienia za pomoc ofiarom przemocy domowej

W 2020 roku Justyna Wydrzyńska, aktywistka pro-choice i członkini grupy zajmującej się prawami aborcyjnymi Aborcyjny Dream Team (ADT), skontaktowała się z kobietą, która pilnie potrzebowała aborcji.
Ania była w 12 tygodniu ciąży i tkwiła w toksycznym związku. Po wprowadzeniu ograniczeń dotyczących aborcji w 2021 roku Polska jest obecnie jednym z dwóch krajów w Unii Europejskiej, w których aborcja jest prawie całkowicie zakazana. Z powodu tych ograniczeń osoby, które potrzebują aborcji, są zmuszone do wyjazdu poza granice kraju, aby ją wykonać. Ania desperacko próbowała wyjechać do Niemiec, aby dokonać aborcji, ale jej mąż zagroził, że jeśli wyjedzie z kraju z ich trzyletnim dzieckiem, to złoży na nią doniesienie o porwaniu. Pozostawiona z niewielką ilością opcji w czasie pandemii, Ania zwróciła się o pomoc do Wydrzyńskiej.
Zgodnie z polskim prawem, pomoc w dokonaniu aborcji jest nielegalna, jeżeli nie została wykonana przez lekarza w określonych okolicznościach. Aby uniknąć oskarżeń o bezpośrednie przeprowadzanie aborcji, ADT działa ostrożnie w ramach polskiego prawa, pomagając kobietom w przeprowadzeniu aborcji za granicą. Dla Ani nie było to jednak możliwe, więc bez zastanowienia Wydrzyńska wysłała Ani własne tabletki aborcyjne. Rok później policja zrobiła nalot na dom Wydrzyńskiej po otrzymaniu informacji od męża Ani o jej zaangażowaniu w samodzielne przeprowadzenie aborcji. W domu Wydrzyńskiej policja znalazła mifepristone i misoprostol, dwa leki używane do wywoływania aborcji. Prokuratura argumentowała, że leki te nie są dopuszczone do obrotu w Polsce i Wydrzyńskiej grozi teraz do trzech lat więzienia. Proces Wydrzyńskiej rozpoczął się w zeszłym roku 8 kwietnia.Ponowna rozprawa odbyła się 11 stycznia.