Jak XIX-wieczny brytyjski arystokrata stał się twarzą polskiego górniczego miasta
Daisy musiała szybko przystosować się do pozbawionego miłości małżeństwa
Za każdym razem, gdy jestem w Wałbrzychu, dawnym górniczym mieście w południowo-zachodniej Polsce, blisko granicy z Czechami, zatrzymuję się w komunistycznym bloku, który kiedyś był hotelem dla górników. Od frontu, jeśli jest się na wystarczająco wysokim piętrze, rozciąga się widok na Sudety pokryte spektakularnymi lasami. Po drugiej stronie drogi znajdują się dwie piękne, zniszczone wille.
Niedawno postanowiłem zwiedzić willę naprzeciwko, ale stare bramy grzechotały kłódkami. Zrobiłem więc objazd przez teren uniwersytetu i wkrótce skierowałem się w górę mocno zacienionego zbocza w kierunku neorenesansowej willi pochodzącej z poprzedniego wcielenia miasta jako niemieckiego Waldenburga. Naprzeciwko ogrodu porośniętego fioletowymi azaliami, na kamiennych schodach prowadzących do portyku siedziało dwóch studentów. Czy wiedzieli coś o tym miejscu? Pierwsza studentka potrząsnęła głową. „Myślę”, powiedziała druga, „że mieszkała tu niemiecka księżniczka”. Skierowała mnie do pomnika w pobliżu wejścia na uniwersytet.
Pod uderzającym popiersiem przeczytałem, że „księżna Daisy” (nie mylić z postaciami Super Mario lub Judith Krantz) urodziła się jako Mary Theresa Olivia Cornwallis-West 28 czerwca 1873 roku w zamku Ruthin w północnej Walii. W 1891 roku poślubiła Hansa Heinricha von Hochberga XV, księcia Pless (obecnie Pszczyna, Polska), spadkobiercę jednej z najbogatszych dynastii górniczych w Europie. Nowożeńcy osiedlili się na zamku Fürstenstein, obecnie Książ.
Wybieram się w ośmiomilową podróż do XIII-wiecznego zamku, który wznosi się wdzięcznie z gęstego lasu lipowego i dębowego. Po niedawnym odzyskaniu niektórych oryginalnych mebli Daisy, są oni zajęci przywracaniem jej wystawnych pokoi na publiczne otwarcie w grudniu. Spacerując po ogrodzie, który zasadziła, ponownie wypełnionym fioletowymi azaliami, które nie pochodzą z Polski, czuję, że tęskniąca za domem księżna odtwarzała krajobraz swojej młodości.
W Internecie znajduję pierwszy tom jej wspomnień (1931). Pomimo bogatego stylu życia, Daisy musiała szybko przystosować się do pozbawionego miłości małżeństwa i „niewiarygodnie nudnej” etykiety pruskiej arystokracji. Jakże pragnęła wyrazić swój „irlandzko-walijski temperament… złośliwy i trudny do zniesienia”.
Po powrocie do miasta nagle znalazłem się w Daisylandzie. Widzę jej twarz na przystankach autobusowych, koszulkach, tabliczkach czekolady. Lokalny teatr wystawia musical o jej życiu, a poczta sprzedaje pocztówki z limitowanej edycji.
Kilka dni później, wędrując z miejscowym leśniczym przez buki, brzozy i dęby, odkrywamy groszkowo-zielone jezioro. Historia głosi, że Daisy upuściła kiedyś do wody szmaragdowy naszyjnik, który zmienił jej kolor na ciemnozielony. Być może to właśnie w tym spokojnym miejscu zdecydowała się zostać pielęgniarką na froncie podczas I wojny światowej, po tym jak nie udało jej się przekonać swoich przyjaciół, króla Edwarda VII i cesarza Wilhelma II, do zażegnania konfliktu.
Być może to właśnie tutaj, powołując się na celtyckiego ducha, by iść wbrew konwencjom, przysięgła pomóc lokalnym rodzinom górniczym. Prowadziła kampanię na rzecz nowego zaopatrzenia miasta w wodę. Zakładała szkoły dla niepełnosprawnych dzieci, tworzyła stacje pasteryzowanego mleka, organizowała spółdzielnie koronkarskie i śpiewała na imprezach charytatywnych.
W uznaniu jej dobrych uczynków i 150. rocznicy urodzin, która przypada 28 czerwca, Rada Miejska Wałbrzycha ogłosiła rok 2023 „Rokiem Daisy”. Nic dziwnego, że jej wizerunek jest wszechobecny w tym odradzającym się mieście.
W końcu przekonuję właściciela, by wpuścił mnie do willi na mojej ulicy. Wyrzucona z zamku przez nazistów za pomoc więźniom pobliskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, Daisy przeprowadziła się tu w 1940 roku, rozwiedziona i podupadła na zdrowiu. Teraz jest zimny, rozpada się i potrzebuje kupca. Wyobrażam ją sobie na schodach portyku, z pomocą angielskiej pokojówki, witającą mieszkańców przynoszących kwiaty z okazji jej 70. urodzin. Ukryta wśród kwitnących azalii śląska orkiestra górnicza grała jej ulubione melodie z domu. Zmarła następnego dnia.
Źródło: TNE